środa, 31 sierpnia 2011
wtorek, 30 sierpnia 2011
242/365
Jaki to film? Dla ułatwienia napiszę że to klasyka kina (1959).
edit
Jako że odpowiedź już padła, to taguję i linkuję. Tytuł filmu to North by Northwest (Północ, północny zachód) Alfreda Hitchcocka. Scenę którą przerysowałem znajdziecie pod TYM linkiem. Poniżej zwiastun. Jeśli ktoś z Was Szanowni filmu jeszcze nie widział (a zamierza), to niech pod żadnym pozorem nie włącza tego trailera. Powiedzieć ze jest pełen spoilerów, to powiedzieć za mało...
Pozdrawiam
poniedziałek, 29 sierpnia 2011
niedziela, 28 sierpnia 2011
sobota, 27 sierpnia 2011
piątek, 26 sierpnia 2011
czwartek, 25 sierpnia 2011
środa, 24 sierpnia 2011
wtorek, 23 sierpnia 2011
Inne takie... - Brytanio nadchodzę!
Szanowni.
Uznajmy ten wpis jako adnotację do rysunku #234. Otóż Szanowni, wyjeżdżam na wyspy. Kariera rysownika internetowego nie należy do zajęć intratnych. Ośmielę się nawet stwierdzić, że nic poza odrobiną satysfakcji z tego nie mam. Przez chwilę zastanawiałem się czy przypadkiem nie wprowadzić na bloga reklam, żeby przynajmniej się niemały rachunek za internet zwrócił. Ale przy (powiedzmy sobie szczerze) niewielkiej popularności much, Wy byście się irytowali że jakieś głupoty rozpraszają Wam czytanie, a ja bym się wściekał, że od jednego wejścia na stronę jest tylko 18 centów. Więc w związku z nie najlepszą kondycją finansową, postanowiłem wybyć! Kariera pomywacza wzywa! Na początek talerze, potem garnki, a kto wie, jeśli się sprawdzę to może i kieliszki?
OK. Żarty żartami, ale przejdźmy do konkretów. Lata lecą, człowiek się starzeje i co z tego życia ma? Niewiele. Postanowiłem coś wreszcie ze sobą zrobić i pozbierać wspomnienia na emeryturę, realizując swoje marzenia. Rzeczywiście wyjeżdżam. Razem z przyjaciółmi. Nie w celach zarobkowych. No i raptem na 3 dni.
Otóż Szanowni, jak zapewne NIE wiecie, jestem fanem footballu amerykańskiego. Nie jest to specjalnie popularny w naszym kraju sport. Cóż. Prawda jest taka że faceci w trykotach i kaskach nie mają wielu widzów poza USA (może z wyjątkiem Japonii i Kanady, które posiadają własne, silne ligi). W ramach popularyzacji tego widowiska, National Football League organizuje raz w roku tzw International Series, czyli jeden z meczy można zobaczyć na żywo w Europie. W tym roku, 23 października na stadionie Wembley spotkają się drużyny Chicago Bears i Tampa Bay Buccaneers. I ja tam będę!
Jak wcześniej pisałem, jedziemy z Teresą i Marcinem do Anglii na 3 dni. Przylatujemy w sobotę 22 października, wracamy w poniedziałek 24 października. I tu pojawia się moja do Was Szanowni prośba. Czy nie znacie kogoś, kto zna kogoś, kto zna kogoś, kto mieszka w Londynie i mógłby mnie wraz z kolegą przenocować? Tylko dwie noce. Nie jesteśmy specjalnie kłopotliwymi gośćmi. Pijemy mało (albo nawet wcale), dbamy o higienę, w całkiem kulturalny sposób można z nami porozmawiać na wiele tematów, opuszczamy deskę w toalecie... Same zalety!
Ewentualnie napiszcie na jakim dworcu można się w miarę spokojnie i bezpiecznie przespać. Wskazane były by takie na których są duże umywalki, żeby się można było w nich wykąpać.
Jeśli możecie pomóc, piszcie spiocz@gmail.com. Będę wielce zobowiązany.
Pozdrawiam, Piotrek.
Uznajmy ten wpis jako adnotację do rysunku #234. Otóż Szanowni, wyjeżdżam na wyspy. Kariera rysownika internetowego nie należy do zajęć intratnych. Ośmielę się nawet stwierdzić, że nic poza odrobiną satysfakcji z tego nie mam. Przez chwilę zastanawiałem się czy przypadkiem nie wprowadzić na bloga reklam, żeby przynajmniej się niemały rachunek za internet zwrócił. Ale przy (powiedzmy sobie szczerze) niewielkiej popularności much, Wy byście się irytowali że jakieś głupoty rozpraszają Wam czytanie, a ja bym się wściekał, że od jednego wejścia na stronę jest tylko 18 centów. Więc w związku z nie najlepszą kondycją finansową, postanowiłem wybyć! Kariera pomywacza wzywa! Na początek talerze, potem garnki, a kto wie, jeśli się sprawdzę to może i kieliszki?
OK. Żarty żartami, ale przejdźmy do konkretów. Lata lecą, człowiek się starzeje i co z tego życia ma? Niewiele. Postanowiłem coś wreszcie ze sobą zrobić i pozbierać wspomnienia na emeryturę, realizując swoje marzenia. Rzeczywiście wyjeżdżam. Razem z przyjaciółmi. Nie w celach zarobkowych. No i raptem na 3 dni.
Otóż Szanowni, jak zapewne NIE wiecie, jestem fanem footballu amerykańskiego. Nie jest to specjalnie popularny w naszym kraju sport. Cóż. Prawda jest taka że faceci w trykotach i kaskach nie mają wielu widzów poza USA (może z wyjątkiem Japonii i Kanady, które posiadają własne, silne ligi). W ramach popularyzacji tego widowiska, National Football League organizuje raz w roku tzw International Series, czyli jeden z meczy można zobaczyć na żywo w Europie. W tym roku, 23 października na stadionie Wembley spotkają się drużyny Chicago Bears i Tampa Bay Buccaneers. I ja tam będę!
Jak wcześniej pisałem, jedziemy z Teresą i Marcinem do Anglii na 3 dni. Przylatujemy w sobotę 22 października, wracamy w poniedziałek 24 października. I tu pojawia się moja do Was Szanowni prośba. Czy nie znacie kogoś, kto zna kogoś, kto zna kogoś, kto mieszka w Londynie i mógłby mnie wraz z kolegą przenocować? Tylko dwie noce. Nie jesteśmy specjalnie kłopotliwymi gośćmi. Pijemy mało (albo nawet wcale), dbamy o higienę, w całkiem kulturalny sposób można z nami porozmawiać na wiele tematów, opuszczamy deskę w toalecie... Same zalety!
Ewentualnie napiszcie na jakim dworcu można się w miarę spokojnie i bezpiecznie przespać. Wskazane były by takie na których są duże umywalki, żeby się można było w nich wykąpać.
Jeśli możecie pomóc, piszcie spiocz@gmail.com. Będę wielce zobowiązany.
Pozdrawiam, Piotrek.
poniedziałek, 22 sierpnia 2011
niedziela, 21 sierpnia 2011
sobota, 20 sierpnia 2011
piątek, 19 sierpnia 2011
Inne takie... - Rachunek
Szanowni.
Otóż zostałem wczoraj odcięty od internetu! Na jakieś 2 dni. A było to tak.
Jako posiadacz konta w jednym z banków internetowych, ustawiłem sobie opcję "zlecenie stałe". Pozwala się to nie martwić o rachunki. Funkcjonujesz sobie drogi czytelniku mając wszystkie instytucje typu gazownia, elektrownia czy spółdzielnia, w głębokim poważaniu. A i ten instytucje mają Cię tamże, do póty do póki pieniądze płyną. Jest jednak jeden haczyk. Beztroska ta skutecznie usypia czujność i osoby roztargnione zapomnieć mogą o jednym drobnym, acz przeistotnym fakcie. Otóż Szanowni "zlecenie stałe" ustawia się na czas określony. Ja zwykłem robić to zazwyczaj na rok. A rok minął w czerwcu... Czego do wczoraj nie byłem świadom.
We czwartek około godziny 17, mój internet zwolnił. Chociaż nie! Powiedzieć że zwolnił, to powiedzieć za mało. Przypomnijcie sobie Szanowni czasy w który w internet spotkać można było tylko w kilku kafejkach internetowych, w domu komputer mieli nieliczni, modem był marzeniem, a jeśli już ktoś z niego korzystał, to pod koniec miesiąca ukrywał się przed rodzicami z rachunkiem w jednej i pasem w drugiej dłoni. WTEDY BYŁO SZYBCIEJ!!!
Z początku myślałem że to chwilowe. 30 minut później okazało się że nie. W związku z tym, kolejne podejrzenia padły na wirusy. Skanowałem, usuwałem pliki rejestru, czyściłem wszystko co zbędne. I nic! Około 4 rano przeklinając wszystko na czym świat stoi, chwyciłem słuchawkę telefonu, dzwoniąc do biura obsługi. Jak na godzinę o której się na to zdecydowałem, konsultantka wykazała się sporą wyrozumiałością. Co prawda na moje żarty była obojętna, ale nie po ktoś ją posadził na krzesełku i wcisnął w dłoń słuchawkę, żeby entuzjastycznie reagować na moje wygłupy. Beznamiętnym głosem wypytała mnie o numer klienta, faktury i inne pierdoły, po czym poinformowała, że wiszę troszeczkę kasy za czerwiec. I że 48 godzin po zaksięgowaniu przelewu, pełna prędkość łącza zostanie przywrócona. Podziękowałem życząc miłego dnia. Nie odpowiedziała i odłożyła słuchawkę.
Chwilę po rozmowie zabrałem się regulowanie zaległości płatniczych. Jeden drobny przelew z nawiązką za lipiec. A co! Stać mnie! Kiedy go kończyłem śmieciarki zbierały już żniwa, otwierano sklepy, a przygłucha sąsiadka słuchała pierwszego piątkowego przeglądu prasy w telewizji...
Dlaczego to piszę? Otóż Szanowni tylko po to, żeby przeprosić Was za drobne opóźnienia we wrzucaniu nowych rysunków. One rzecz jasna wciąż powstają, ale umieszczenie ich na blogu graniczy z niemożliwym. Dzisiejszy komiks pojawi się po północy dzięki uprzejmości Marcina, u którego dziś wieczór oglądał będę mecz footballu amerykańskiego.
Przepraszam za niedogodności.
Otóż zostałem wczoraj odcięty od internetu! Na jakieś 2 dni. A było to tak.
Jako posiadacz konta w jednym z banków internetowych, ustawiłem sobie opcję "zlecenie stałe". Pozwala się to nie martwić o rachunki. Funkcjonujesz sobie drogi czytelniku mając wszystkie instytucje typu gazownia, elektrownia czy spółdzielnia, w głębokim poważaniu. A i ten instytucje mają Cię tamże, do póty do póki pieniądze płyną. Jest jednak jeden haczyk. Beztroska ta skutecznie usypia czujność i osoby roztargnione zapomnieć mogą o jednym drobnym, acz przeistotnym fakcie. Otóż Szanowni "zlecenie stałe" ustawia się na czas określony. Ja zwykłem robić to zazwyczaj na rok. A rok minął w czerwcu... Czego do wczoraj nie byłem świadom.
We czwartek około godziny 17, mój internet zwolnił. Chociaż nie! Powiedzieć że zwolnił, to powiedzieć za mało. Przypomnijcie sobie Szanowni czasy w który w internet spotkać można było tylko w kilku kafejkach internetowych, w domu komputer mieli nieliczni, modem był marzeniem, a jeśli już ktoś z niego korzystał, to pod koniec miesiąca ukrywał się przed rodzicami z rachunkiem w jednej i pasem w drugiej dłoni. WTEDY BYŁO SZYBCIEJ!!!
Z początku myślałem że to chwilowe. 30 minut później okazało się że nie. W związku z tym, kolejne podejrzenia padły na wirusy. Skanowałem, usuwałem pliki rejestru, czyściłem wszystko co zbędne. I nic! Około 4 rano przeklinając wszystko na czym świat stoi, chwyciłem słuchawkę telefonu, dzwoniąc do biura obsługi. Jak na godzinę o której się na to zdecydowałem, konsultantka wykazała się sporą wyrozumiałością. Co prawda na moje żarty była obojętna, ale nie po ktoś ją posadził na krzesełku i wcisnął w dłoń słuchawkę, żeby entuzjastycznie reagować na moje wygłupy. Beznamiętnym głosem wypytała mnie o numer klienta, faktury i inne pierdoły, po czym poinformowała, że wiszę troszeczkę kasy za czerwiec. I że 48 godzin po zaksięgowaniu przelewu, pełna prędkość łącza zostanie przywrócona. Podziękowałem życząc miłego dnia. Nie odpowiedziała i odłożyła słuchawkę.
Chwilę po rozmowie zabrałem się regulowanie zaległości płatniczych. Jeden drobny przelew z nawiązką za lipiec. A co! Stać mnie! Kiedy go kończyłem śmieciarki zbierały już żniwa, otwierano sklepy, a przygłucha sąsiadka słuchała pierwszego piątkowego przeglądu prasy w telewizji...
Dlaczego to piszę? Otóż Szanowni tylko po to, żeby przeprosić Was za drobne opóźnienia we wrzucaniu nowych rysunków. One rzecz jasna wciąż powstają, ale umieszczenie ich na blogu graniczy z niemożliwym. Dzisiejszy komiks pojawi się po północy dzięki uprzejmości Marcina, u którego dziś wieczór oglądał będę mecz footballu amerykańskiego.
Przepraszam za niedogodności.
czwartek, 18 sierpnia 2011
środa, 17 sierpnia 2011
wtorek, 16 sierpnia 2011
poniedziałek, 15 sierpnia 2011
niedziela, 14 sierpnia 2011
sobota, 13 sierpnia 2011
piątek, 12 sierpnia 2011
czwartek, 11 sierpnia 2011
środa, 10 sierpnia 2011
Rysunek Miesiąca - Lipiec - Posumowanie
Szanowni!
Musza komisja wyborcza w postaci mojej skromnej osoby, dokonała podliczenia głosów i ma przyjemność oświadczyć, że Miss Lipca, z ośmioma głosami na koncie, został komiks #206. Miejsce drugie (6 głosów) #182. Trzecie (5 głosów) #207 i #211. Na kolejnych pozycjach, z 4. głosami #196 #200 #203 #209, z 3. głosami #192 #201 #205, z 2. głosami #183 #186 #187 #191 #193 #198 #202 #208 #212. Po jednym głosie dostały #189 #194 #195 #199 i "NIE RYSUJ! ODPOCZNIJ!". Uznania w waszych oczach nie znalazły #184 #185 #190 #197 i #204. Zagłosowało 15 osób.
Kolejne wybory Rysunku Miesiąca już pierwszego września. I chyba pozostanę przy ostatnim systemie głosowania (wszystkie rysunki w puli i możliwość wyboru kilku) pomimo tego że to cholernie upierdliwe - zarówno dla Was jak i dla mnie. Demokracja przede wszystkim!
Wszystkim głosującym dziękuję i nieustannie zapraszam na Facebooka z muchami, którego zasadności posiadania wciąż nie dostrzegam, ale że wszyscy mają, to ja też!
A muzycznie dzisiaj dwa utwory. Pierwszy z płyty która mnie pozytywnie zaskoczyła. We Were So Turned On - A Tribute To David Bowie. Łatwo jest nagrać covery, a jeszcze łatwiej je zepsuć (żeby nie powiedzieć - spierdolić). Na tej płycie jest naprawdę niewiele utworów które musiałem przewijać. Zdecydowana większość to twórcze podejście do - jak by nie patrzeć - klasyków. A że płyta dostała dość przeciętne oceny? Bywa. Może recenzenci podeszli do twórczości Bowiego na kolanach, uznając że nie należy jej tykać? A może nie odpowiadała im rozpiętość gatunkowa coverujących? Bowie przez 40 lat swojej twórczości dotknął chyba każdego muzycznego gatunku i ciężko znaleźć jakiś wspólny mianownik i klucz przy robieniu zestawów z jego piosenkami. Podejrzewam że równie ciężko było poskładać producentom We Were So Turned On. Więc jeśli spojrzeć na tę płytę jak na Greatest Hits of Bowie w wykonaniu innych artystów, to tak. Pomysłodawcy poszli na łatwiznę. Ale przecież liczy się muzyka, a ta w większości się broni.
Piosenka którą proponuję, jest kolejnym dowodem na poparcie ukutej lat kilka temu przeze mnie i kolegę tezy, że kawałki z wykorzystaniem instrumentów smyczkowych są genialne. Albo przynajmniej bardzo dobre. A już na pewno nie są złe. Ten jest przepiękny. I dorównuje oryginałowi i jednemu z najpiękniejszych utworów Davida Bowie. Life on Mars w wykonaniu Keren Ann.
Keren Ann - Life on Mars (David Bowie Cover) by bangkokerror
Drugi utwór to I'm Deranged w wykonaniu Get Well Soon. Niestety nie ma go na na We Were So Turned On. Nie wiem jak na niego trafiłem. Wiem ze on trafił do mnie. Jeśli oglądaliście Lost Highway (a zakładam że tak) to powinniście pamiętać, że ta piosenka była klamrą otwierającą i zamykającą film. W oryginale pochodzi z albumu Outside, jednej z najlepszych płyt Bowiego.
Get Well Soon - I'm Deranged (David Bowie Cover) by a pagan place
To tyle na dzisiaj.
Pozdrawiam, Piotrek.
Kolejne wybory Rysunku Miesiąca już pierwszego września. I chyba pozostanę przy ostatnim systemie głosowania (wszystkie rysunki w puli i możliwość wyboru kilku) pomimo tego że to cholernie upierdliwe - zarówno dla Was jak i dla mnie. Demokracja przede wszystkim!
Wszystkim głosującym dziękuję i nieustannie zapraszam na Facebooka z muchami, którego zasadności posiadania wciąż nie dostrzegam, ale że wszyscy mają, to ja też!
A muzycznie dzisiaj dwa utwory. Pierwszy z płyty która mnie pozytywnie zaskoczyła. We Were So Turned On - A Tribute To David Bowie. Łatwo jest nagrać covery, a jeszcze łatwiej je zepsuć (żeby nie powiedzieć - spierdolić). Na tej płycie jest naprawdę niewiele utworów które musiałem przewijać. Zdecydowana większość to twórcze podejście do - jak by nie patrzeć - klasyków. A że płyta dostała dość przeciętne oceny? Bywa. Może recenzenci podeszli do twórczości Bowiego na kolanach, uznając że nie należy jej tykać? A może nie odpowiadała im rozpiętość gatunkowa coverujących? Bowie przez 40 lat swojej twórczości dotknął chyba każdego muzycznego gatunku i ciężko znaleźć jakiś wspólny mianownik i klucz przy robieniu zestawów z jego piosenkami. Podejrzewam że równie ciężko było poskładać producentom We Were So Turned On. Więc jeśli spojrzeć na tę płytę jak na Greatest Hits of Bowie w wykonaniu innych artystów, to tak. Pomysłodawcy poszli na łatwiznę. Ale przecież liczy się muzyka, a ta w większości się broni.
Piosenka którą proponuję, jest kolejnym dowodem na poparcie ukutej lat kilka temu przeze mnie i kolegę tezy, że kawałki z wykorzystaniem instrumentów smyczkowych są genialne. Albo przynajmniej bardzo dobre. A już na pewno nie są złe. Ten jest przepiękny. I dorównuje oryginałowi i jednemu z najpiękniejszych utworów Davida Bowie. Life on Mars w wykonaniu Keren Ann.
Keren Ann - Life on Mars (David Bowie Cover) by bangkokerror
Drugi utwór to I'm Deranged w wykonaniu Get Well Soon. Niestety nie ma go na na We Were So Turned On. Nie wiem jak na niego trafiłem. Wiem ze on trafił do mnie. Jeśli oglądaliście Lost Highway (a zakładam że tak) to powinniście pamiętać, że ta piosenka była klamrą otwierającą i zamykającą film. W oryginale pochodzi z albumu Outside, jednej z najlepszych płyt Bowiego.
Get Well Soon - I'm Deranged (David Bowie Cover) by a pagan place
To tyle na dzisiaj.
Pozdrawiam, Piotrek.
wtorek, 9 sierpnia 2011
poniedziałek, 8 sierpnia 2011
niedziela, 7 sierpnia 2011
sobota, 6 sierpnia 2011
piątek, 5 sierpnia 2011
czwartek, 4 sierpnia 2011
środa, 3 sierpnia 2011
Rysunek Miesiąca - Lipiec
Szanowni!
Wybory Miss Lipca czas zacząć. A że lipiec obfitował w całą serię fajnych rysunków, tym razem nie musicie kierować się moim gustem i wybierać tylko z tych, które sam wyselekcjonowałem. Możecie głosować na każdy z lipcowych komiksów. I co istotne - nie tylko na jeden. Wybierajcie ile wam się podoba. Ankieta po prawej stronie, czas na oddanie głosu - tydzień (23:59 07.08.2011). Niestety ankieta działa jakoś tak dziwnie, że nie do końca ufam jej wynikom. Ostatnie głosowanie w chwili zamknięcia pokazywało że głosujących było ośmiu, żeby jakiś czas później doliczyć się jedenastu (?). I to nie był pierwszy tego typu manewr ze strony Bloggera niestety.
182 183 184 185
186 187 188 189
190 191 192 193
194 195 196 197
198 199 200 201
202 203 204 205
206 207 208 209
210 211 212
186 187 188 189
190 191 192 193
194 195 196 197
198 199 200 201
202 203 204 205
206 207 208 209
210 211 212
Zauważyłem dziwną korelację między pogodą a poziomem humoru w rysunkach. Im więcej chmur i deszczu za oknem, tym weselej. Sierpień niestety zapowiada się słonecznie...
Zapraszam na Facebooka z muchami.
Pozdrawiam.
Zapraszam na Facebooka z muchami.
Pozdrawiam.
Subskrybuj:
Posty (Atom)